Ćwiczenia nie są twoim obowiązkiem

czerwca 30, 2015

Czasami mam tak, że zaczynam robić jakieś ćwiczenia i wiem, że mi nie wyjdzie. To nie znaczy, że zrobię mniej pompek albo przysiadów, albo nie rozciągnę się do szpagatu. Jasne, są takie dni, ale to nie takie dni uważam za słabe.

Słaby trening to dla mnie trening, który nie idzie. Kiedy czuję się jak Syzyf, jak koń pod górę, kiedy robię to tylko dlatego że "no trzeba by" i wiem, że powinnam, albo dlatego że skoro już zaczęłam, to głupio nie dokończyć. Kiedy się męczę - nie fizycznie, psychicznie.

Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, co sprawia, że raz na jakiś czas pojawia się taki dzień, kiedy w ogóle nie ma natchnienia, nie ma weny, są chęci, a potem okazuje się, że w sumie jednak nie, zapraszamy na ławkę rezerwowych. Kiedy robię ćwiczenia z przymusu, z poczucia obowiązku, z powodu tamtego snickersa, z powodu wtorku etc. Kiedy się zmuszam.

To nie jest dobry workout.

Są takie posty "motywacyjne" typu "ŻADNYCH WYMÓWEK" albo "żałuję pójścia na siłownię - powiedział nikt nigdy", które generalnie wskazują, że ci, co nie ćwiczą, są frajerami i przegranymi, i należy się z nich śmiać, bo to takie cieniasy. Są też historie ludzi o tym, że w sumie to nie znoszą tego robić, nie lubią biegać, rzygać im się chce na widok sztangi, nie lubią pocić się na siłowni, nie lubią tego albo tamtego, że robią to tylko, żeby [tu wstaw argument], że się zmuszają, że strasznie im się nie chce, ale [tu również wstaw argument], że nienawidzą tego i tak dalej, i tak dalej. Tylko że jest pewien sekret:

To nie jest dobry workout.

Nie wyobrażam sobie, że miałabym regularnie ćwiczyć, praktykować jogę czy trenować krav magę, zawsze czując się tak "bez natchnienia", tępo, blado. Przecież to jest katorga! Może naszemu ciału jest wszystko jedno (chociaż, czy ja wiem? Takie nagromadzenie negatywnych emocji nie może być zdrowe), ale naszemu umysłowi nie. Nigdy w życiu nie zrobiłabym żadnej z wymienionych rzeczy, gdybym miała się do nich zmuszać, zaciskać zęby, myśleć o Anglii i robić, mimo że nienawidzę tego, co robię. A jednak są tacy ludzie.

Ćwiczenia sprawiają, że czuję się dobrze. Męczę się i uwielbiam to. Z jednej strony tracę siły, ale z drugiej ładuję baterie na kolejne godziny. Workout daje mi autentyczną radość. Nie wiem, dlaczego, ale jestem szczęśliwa, kiedy ćwiczę. Daję z siebie, ile mogę, bo wiem, że na tym zyskuję, bo to lubię, bo się cieszę, bo podoba mi się praca, jaką wykonuje moje ciało, podoba mi się, że moje mięśnie męczą się po to, by stać się silniejszymi. Cieszą mnie postępy, drobniutkie sukcesy, cieszy mnie, że zrobiłam tyle a tyle powtórzeń. Jestem z siebie dumna po skończonym workoucie. Bo wiem, że robię dobrą robotę. Czasem workout szalenie poprawia mi humor, a czasem daje tę niezrozumiałą euforię powodowaną tym czy innym hormonem w ciele. A w trakcie? Najczęściej czuję się jak superczłowiek, z supermocą zrobienia niesamowitych rzeczy ze swoim ciałem. Niesamowite może być wszystko - że dzisiaj było 10 pompek, a wczoraj tylko 8. Że zmobilizowałam się do jednego dodatkowego powtórzenia. Że ćwiczenia "czuć w mięśniach". Że skakanie na skakance wychodzi mi coraz lepiej. Wszystko. To nie musi być coś, co zaimponuje komukolwiek innemu - tylko mi samej. Bo robię to dla siebie. Dla swojego ciała. Dla samego workoutu. Dla zmęczenia się, zrobienia czegoś fajnego. Bo mogę. Bo lubię. Nie ma w tym wszystkim poczucia spełnienia obowiązku.

Nikt mi nie każe. Jak ich nie zrobię, to zrobię kiedy indziej. Może był zły dzień. Może akurat nie miałam ochoty. Może byłam zajęta leżeniem na łóżku i oglądaniem serialu. Może naprawdę nie miałam weny i wiedziałam, że nic z tego. Może akurat był wtorek albo słońce świeciło pod złym kątem, albo może bolał mnie żołądek. Słucham swojego ciała. I ono czasem mówi "jesteś leniwą małpą", a czasem mówi "wiem, że możesz się zmobilizować, ale nic z tego nie będzie". I leniwa małpa zrobi dobry workout, ale zmuszanie się, bo ŻADNYCH WYMÓWEK już mi dobrego workoutu nie da. Nie da mi go nienawidzenie każdego powtórzenia i robienie mimo to. Nie da mi poczucie, że jak nie zrobię, to będę loserem. Nie da mi myśl o tym, że mi źle i niedobrze, ale moje ciało jest głupie i ja wiem lepiej, że trzeba robić, bo ŻADNYCH WYMÓWEK, wymówki są dla cieniasów. Nie da mi myśl, że muszę, bo inni zrobili i nie mogę być gorsza, albo że inni zrobili, a ja otóż muszę być lepsza od nich.

Słuchanie swojego ciała i dbanie o nie - także wtedy, kiedy mówi ci "nie będziemy dzisiaj ćwiczyć" albo "boli mnie, nie ćwicz dalej", a ty akurat bardzo chcesz, inni cię już wyprzedzili, akurat masz ważny egzamin, cokolwiek - to nie jest wymówka cieniasa. Jeśli nienawidzisz ćwiczeń, dodatkowe powtórzenie tego nie rozwiąże, bo to nie tam leży problem. Niekrzywdzenie swojego ciała i swojego umysłu - to jest dowód siły.

Wydaje mi się, że żeby zrobić dobry workout, taki, że w zdrowym ciele zdrowy duch, musisz lubić to, co robisz. Musisz lubić się zmęczyć. Musisz sobie czasem odpuścić. Umieć poczuć ten niezrozumiały dla mnie haj, tę dumę, tę motywację. Musisz lubić workout. Bo szczerze mówiąc, wszystkim innym jest wszystko jedno, co ze sobą robisz. Wszechświat dalej będzie się rozszerzał. Słońce dalej będzie wschodzić i zachodzić. Świat się nie zmieni. Masz na nim tylko chwilę i tylko chwilę na to, by czuć się dobrze, by lubić to, co robisz.

Ćwiczenia nie są twoim obowiązkiem.

Zobacz również

2 komentarze

  1. Akurat dzisiaj podczas cwiczen cos mnie zakulo w klatce piersiowej, przestraszylam sie i natychmiast przestalam.
    U mnie motywacja jest bezproblemowe dotykanie palcow u stop w sklonie na starosc jak moja babcia:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Każdą rzecz można zepsuć, popychając ją do całkowitej skrajności. Coraz więcej ludzi ćwiczy, więc pojawiają się też tacy z obłędem w oczach, co MUSZĄ. Zrobić wszystko idealnie, codziennie, najwięcej.
    Czasem myślę, że to dlatego, że boją się, że nie zasługują na miłość, szacunek, zainteresowanie. Dlatego nie mają wyjścia - bezustannie udowadniają, że zasługują, że są godni. Kiedyś może złamią ten schemat, ale nie będzie to proste. W innym przypadku w końcu porzucą ćwiczenia po kontuzji z przeforsowania i zabiorą się z tym chorym zapałem za książki albo pieczenie ciast.

    OdpowiedzUsuń

To jest strefa pozytywna. Jesteśmy empatyczni i nie tolerujemy hejtu, pamiętaj! #selflove