Ach, styczeń. Nie cierpię drania. Nie wiem, co o nim sądzą moje włosy, ale przyznam, że troszkę je przeniosłam na dalszy plan. Ale po kolei.
Włosy na zdjęciu mają 97,5 cm długości (i to widać, jeśli wybaczycie mi słabe oświetlenie i mocno się przyjrzycie). Cieszy mnie przyrost, cieszy mnie myzianie na bardziej odpowiedniej długości, cieszy mnie, że już tak mało zostało do końca pośladków (znowu!). Podcięcie chwilowo nie wydaje się konieczne, za to widać, jak jeszcze nigdy dotąd, że fryzjerka, mimo mojego przypominania i zadowolenia, nie powstrzymała się przed cięciem w U. Nie widać na zdjęciu, że włosy domagają się podcięcia końcówek wierzchniej warstwy, co im obiecuję od Świąt.
A to tylko jedno z niedociągnięć. Innym jest na przykład nie do końca regularne nakładanie serum albo noszenie ich rozpuszczonych dosyć często. Rozpuszczone szybciej się przetłuszczają (najmniejsze zdziwienie świata). Za to dobrą stroną "opuszczenia się" w pielęgnacji jest odkrycie, że moje włosy w zasadzie bardzo lubią minimalizm i moje robienie na bogato (OMO) wcale ich nie cieszy. Lubią mało, ale różnorodnie, przynajmniej chwilowo. Były w znacznie lepszej kondycji po szybkim myciu szamponem z rzepką albo po mydle cedrowym i masce/balsamie (BA i cedrowy) niż po godzinnym trzymaniu oleju i wtedy nakładaniu reszty. Oprócz tego trochę te włosy wymęczyłam na studniówce - wszystkie kręconowłose: wielki podziw ode mnie, chyba by mnie szlag trafił, gdybym miała to na co dzień! :)
I tak sobie żyjemy, powoli, ale do przodu (do dołu, w przypadku włosów). Raz na jakiś czas bolą mnie cebulki (dziwnie to brzmi) w określonych miejscach głowy, jeśli znacie jakieś metody na pomoc w takim przypadku, to bardzo będę wdzięczna, bo masaż TT pomaga średnio, samymi palcami też. Może ciepłym olejkiem?
A co u Was? Pozmieniało się przez miesiąc? Przytłoczył Was Blue Monday czy raczej kwitniecie? My czekamy na wiosnę i parkową jogę ;)
- stycznia 31, 2015
- 18 komentarzy