Aktualizacja grudniowa i finał akcji zapuszczania

grudnia 31, 2014


Tym razem inne legginsy (AloYoga, które wygrałam); gdyby ktoś chciał porównywać z poprzednimi miesiącami, proszę wziąć pod uwagę, że te spodnie zaczynają się trochę wyżej :)

Włosy trochę zmęczone po spaniu w rozpuszczonych (bo niewyschniętych do końca) - wyraźnie widać linię, gdzie je rozdzieliłam, żeby je rozczesać. Prawa strona jest bardziej niesforna i pofalowana, ale normalnie moje włosy są równiejsze. Zdjęcie jak zwykle bez lampy, włosy umyte samym szamponem Head&Shoulders. W tej chwili mają nieco ponad 96 centymetrów długości, czyli tyle, ile miały wyjściowo, na początku akcji.

W grudniu nie miałam problemów z włosami na długości, ale po raz pierwszy spotkał mnie problem ze skórą głowy. Może to porzucony w listopadzie Jantar jakoś ją podrażnił czy sprawił, że stała się bardziej wrażliwa, może konieczność noszenia czapek - pojawił się przejściowo łupież i nieustępujące prawie cały miesiąc swędzenie skóry głowy, łącznie z niewielką zmianą w jednym miejscu. Obeszło się bez dramatów - poratował nas Cerkogel, który co prawda wzmagał przetłuszczanie włosów, ale raz dwa poradził sobie z czerwoną plamą na skórze. Skalp nadal mnie jeszcze trochę swędzi raz na jakiś czas, ale winię bardzo minimalistyczną pielęgnację. Tak się składa, że suchość, swędzenie i inne alergie nie robią na mnie żadnego wrażenia, jako że radzę sobie z wrażliwą, alergiczną skórą odkąd pamiętam i żyję ;) Z powodu wyjazdów i Świąt nie miałam za bardzo czasu dla włosów, toteż nie olejowałam, a jedynie myłam na zmianę mydłem cedrowym i szamponem Eva Natura z czarną rzepą. Odżywki te same, co poprzednio (Bania Agafii z żeńszeniem, Natura Siberica z sosną, balsam cedrowy), oprócz tego spirulina i eksperymenty z aloesem (bez szału, ale używałam jedynie z szamponem).
W nadchodzącym miesiącu - dopieszczanie skóry głowy, olejowanie, dalsze wypróbowywanie aloesu i wypróbowanie szamponu Biały Jeleń, bo akurat mam.

A teraz czas na podsumowanie akcji zapuszczania.
Od tego zaczęłam:

Również 96 cm i dużo ząbków po nałożeniu samego oleju.

Jak tak teraz patrzę na starsze zdjęcia, to się zastanawiam, czemu nie podcięłam włosów wcześniej. I przy okazji uważam, że moje włosy w tej chwili wyglądają najlepiej - i że zawsze tak jest, każdego kolejnego dnia wyglądają lepiej niż poprzedniego. I tego Wam życzę!

Tak było w szczytowym momencie:

99 centymetrów i wyraźna potrzeba podcięcia.

Jak jest teraz możecie zobaczyć na samej górze. Moje włosy rosły mniej więcej centymetr na miesiąc - tu bez zaskoczenia - i urosły łącznie 5 centymetrów - od 96 do 99 i po podcięciu od ~94 do 96. Wygląda na to, że wyszliśmy na zero...?

Nieprawda. Przede wszystkim nauczyłam się systematycznego mierzenia włosów - choć zdjęcia były czasem problematyczne, żeby złapać moment ze znośnym światłem i bez odgnieceń od warkoczy - i przyglądania się swojej pielęgnacji, żeby móc o niej napisać. Od czasu pierwszego zdjęcia znacznie zmieniła się też sama pielęgnacja - jest teraz znacznie obfitsza (chociaż pewnie i tak z zewnątrz wydaje się bardzo skromna), a ja doceniłam siłę olejów (ale łączonych z maskami) i metody OMO. Moje włosy z szorstkich i nieprzyjemnych w dotyku, postrzępionych, w ciągu tych czterech miesięcy (tylko czterech?!) stały się mięciutkie, wspaniałe w dotyku, znacznie bardziej współpracujące i bardzo dobrze nawilżone. I ja myślałam, że moim włosom nigdy nic nie było potrzeba... Moim ulubionym słowem do opisania moich włosów jest: soczyste. Takie mi się wydają - chociaż może nie widać tego na zdjęciach. To jedno się nie zmieniło - nadal nie są fotogeniczne ;)

Teraz moje włosy zaczynają od tej samej długości, co na początku akcji, ale ich start jest o wiele lepszy - nadal są dla mnie "świeżo podcięte" i wiem, że dobijemy do setki, a potem i do mojego włosowego celu końca pośladków - i to w o wiele lepszej kondycji. I jeśli mogę Wam coś poradzić przy zapuszczaniu włosów - nie myślcie o tym, ile Wam jeszcze zostało albo ile czasu zajmie Wam dojście do celu. Im więcej o tym myślicie, tym wolniej zdają się rosnąć włosy ;) One rosną - codziennie, każdego dnia, a Wasza frustracja na pewno im w tym nie pomaga. I to nie jest jakaś rada z kosmosu - wiem, bo sprawdziłam na sobie - wszystko wydaje się trwać dłużej, jeśli się na to czeka. Więc nie czekajcie, tylko cieszcie się tym, co macie - a nim się obejrzycie, Wasze włosy miną linię docelową! Zauważyłam to nawet po sobie - po podcięciu było mi żal, że tak mało mi brakowało do setki i tak daleko dotarło "smyranie", a tu nagle znowu tak "mało" - po miesiącu frustrowania się byłam zawiedziona, bo progresu... w zasadzie nie było. Natomiast w tym miesiącu nie miałam czasu myśleć o długości, przestała mi też przeszkadzać strata, wróciłam do równowagi - i byłam zaskoczona (i to bardzo pozytywnie!) odkryciem, że to już 96 (i parę milimetrów!).

Tyle Wam chciałam powiedzieć od siebie w kwestii zapuszczania. Moje włosy będą sobie rosły dalej, a ja nadal będę wrzucać comiesięczne aktualizacje. Cieszę się, że akcja Eter mnie do tego zmobilizowała i wytworzyła taki comiesięczny zwyczaj, myślę, że dzięki temu moja świadoma pielęgnacja znacznie zyskuje.

A jak Wasze postępy? Robicie coś, by przyspieszyć porost włosów?

PS. Pojawiła się nowa etykieta - "aktualizacja" - jakby ktoś chciał, może sobie na dole bloga w nią kliknąć i obserwować moją podróż :)

Zobacz również

2 komentarze

  1. Jeju, naprawdę piękne! Niedługo będziesz sobie po nich deptać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Do tego mi jeszcze trochę brakuje, ale kto wie, kto wie ;)

      Usuń

To jest strefa pozytywna. Jesteśmy empatyczni i nie tolerujemy hejtu, pamiętaj! #selflove