Podcinanie włosów "na Kopciuszka"
września 30, 2014Część z Was może już wie, część może nie - nie podcinałam końcówek od dłuższego czasu, pewnie i pół roku. Lato się skończyło i... moje końcówki mają się świetnie. Ciekawym już mówię: grubość mojego kucyka to 8 cm, natomiast około dziesięciu-piętnastu centymetrów nad końcami jest to już 7 cm i trochę (niestety nie umiem zmierzyć tego lepiej, bo metr krawiecki nie daje najdokładniejszych pomiarów świata).
A co tam u wierzchniej warstwy włosów?
Wierzchnią warstwę podcięłam w pierwszym tygodniu lipca. Zmieniłam nawyki: zaczęłam sypiać w warkoczu, a od września nie rozczesuję już włosów na mokro. Zabezpieczam "końcówki" - u mnie to znaczy całą długość od ucha. Na co dzień staram się nosić włosy spięte, ostatnio jak najczęściej w upięcia, a nie warkocze, chociaż nie jestem pewna, czy moje nastroszone upięcia cokolwiek zmieniają i czy może nie jest gorzej.
Dzisiaj nareszcie znalazłam chwilę, by podciąć wierzchnią warstwę, bo minęły trzy miesiące i zaczęłam zauważać rozdwojone końcówki. Jak? A pamiętacie Kopciuszka, która oddzielała mak od popiołu? No to ja to robię podobnie ;)
Używałam nożyczek fryzjerskich z Rossmanna, bo na moje obecne potrzeby są wystarczające. Oto, co zrobiłam:
Dzielę włosy na 4 ćwiartki i każdą ćwiartką zajmuję się z osobna, z uwagi na ilość:
Staram się robić to nad czarnym tłem, bo wtedy najlepiej widać moje włosy. Owijam pasmo na trzech środkowych palcach - od wskazującego do serdecznego - i bardzo powoli przesuwam do dołu, pozwalając, by krótsze włosy (wspomniany wierzch głównie albo inne połamane włosy) sterczały w górę. Wtedy dokładnie się im przyglądam i te, które są rozdwojone, wycinam nożyczkami.
Drugim etapem jest zmniejszenie liczby palców z trzech do samego wskazującego:
Upewniam się w ten sposób, że przejrzałam jak największą ilość krótszych, odstających włosów. Staram się też, by pasmo było w miarę luźne i szerokie na cały palec, a nie ściśnięte jak do warkocza; w ten sposób włosy są bardziej swobodne i mniej przeoczę.
Ostatnim krokiem jest przejrzenie ich raz jeszcze, kiedy pasmo wisi całkiem luźno:
Przyglądam się końcówkom dokładnie i liczę na to, że jeśli coś się wcześniej schowało, teraz to wynajdę. A potem powtarzam cały proces jeszcze trzy razy na pozostałych ćwiartkach.
Jest to na pewno czasochłonne, ale nie jakoś przerażająco: mi zajęło trochę ponad godzinę, czyli mogło być gorzej.
Jeśli chodzi o skuteczność - nie mam wielkich zastrzeżeń. Jasne, nie wytnę w ten sposób stu procent zniszczonych końców, ale co mi broni poprawić to, jeśli jakieś znajdę? Jest to jednak sposób dosyć skuteczny, przynajmniej w moim odczuciu. Przy okazji - możemy lepiej poznać swoje włosy!
Ja dowiedziałam się paru rzeczy, na przykład, że moje starania (warkocz do spania i tak dalej) przynoszą efekty - rozdwojonych końcówek jest o wiele mniej niż było ostatnio, są raczej pojedyncze. Nie liczyłam, ale wszystko, co wycięłam, widzicie na pierwszym zdjęciu. Udało mi się też zlikwidować zniszczenia na większej części długości i z tyłu - większość to końcówki z przodu, z wysokości około dwudziestu-piętnastu centymetrów od dołu (niżej już nie, wyżej sporadycznie), czyli w tym miejscu, gdzie najbardziej strzępi się warkocz. Oprócz tego mogłam przyjrzeć się też samym zniszczeniom - większość z nich to jedynie zaczątki, milimetrowe rozszczepienia, nie zdarzały się żadne potworki; niektóre włosy były natomiast zmiażdżone lub urwane, co jest zapewne wynikiem fryzur, ewentualnie znowuż niedopilnowania warkocza.
Dla mnie kopciuszkowe podcinanie jest obecnie najlepszą metodą, o ile nie robi się tego co tydzień, a z taką częstotliwością, z jaką podcinałybyśmy końcówki. Jestem wręcz zaskoczona, ile się dowiedziałam o swoich włosach dzięki przejrzeniu ich!
A Wy? Wypróbujecie tę metodę czy macie swoją ulubioną?
5 komentarze
Tak samo uwielbiam przy podcinaniu czary kolor:D Ostatnio jednak zrezygnowałam z takich podcięć i raczej czekam na te większe, bo nieźle postrzępiłam sobie końcówki wycinając tak rozdwojenia i raczej za tym nie tęsknię:D Ale z umiarem można uzyskać świetne efekty:))
OdpowiedzUsuńJa nie wycinam w ogóle z końcówek, tylko z długości, tego bym się nigdy nie pozbyła, podcinając końcówki. Zanim bym tam doszła, to zniszczenia by się powiększyły i lipa. Ale żeby uniknąć wyglądania jak choina, zaznaczam, że raz na trzy miesiące to jest taki minimalny czas przerwy między jednym a drugim podcinaniem. Mam nadzieję, że może w końcu uda mi się sprawić, że te włoski dociągną do reszty końcówek i nie trzeba będzie się tyle bawić. Pomarzyć można ;)
UsuńJa do obcinania końcówek jednak potrzebuje zawsze drugiej osoby bo mi wychodzi krzywo i robię więcej szkody sama obcinając ;P
OdpowiedzUsuńhaha znałam tą metodę, ale nie znałam takiej zabawnej nazwy dla niej :D jak kupię sobie nożyczki, to ją wypróbuje :) obeserwuje :)
OdpowiedzUsuńPolecam, moim zdaniem jest skuteczna, kiedy ktoś ma problem z wierzchnią warstwą włosów, jak ja ;) witam dwudziestą obserwatorkę! :)
UsuńTo jest strefa pozytywna. Jesteśmy empatyczni i nie tolerujemy hejtu, pamiętaj! #selflove