O uprzywilejowaniu (podcast M. Szafrańskiego nr 119 - pasja i praca marzeń)

kwietnia 13, 2018

Tego postu w ogóle nie planowałam, ale rzeczywistość mi go podrzuciła. Ponieważ poszukiwania swojej pracy marzeń są mi bliskie, postanowiłam przeczytać transkrypt podcastu Michała Szafrańskiego - http://jakoszczedzacpieniadze.pl/jak-odnalezc-swoja-pasje-i-prace-marzen. Do tego, co mówi Szafrański, mam spory dystans, ponieważ wśród być może pomocnych rad znajduję zawsze coś, co straszliwie mnie mierzi. Dziś nie było inaczej, ale dziś uświadomiłam sobie, co takiego mnie w jego tekstach zazwyczaj uwiera: uprzywilejowanie.

Disclaimer: nie twierdzę, że cały ten odcinek podcastu jest bez sensu, tak samo zresztą jak z blogiem. Życzę, by jak najwięcej osób z rad skorzystało, oczywiście, nawet jeśli sama jestem całym sercem za Team Porażka (https://www.facebook.com/magazynporazka/).



Dziś chciałam się skupić na pięciu cytatach - oczywiście przeczytajcie całość sami i wyróbcie sobie swoje zdanie, jest w tekście wiele spostrzeżeń, które mogą się przydać. Ale wydaje mi się - i być może nie jest to żadna “wina” Szafrańskiego, a zwyczajny fakt - że jego blog nie jest kierowany do wszystkich ludzi, a jedynie klasy średniej i wyższej klasy średniej, czyli ludzi, którzy mają już pieniądze i nie wiedzą jedynie, co z nimi zrobić, a ogólnie są w Polsce w mniejszości. I to jest ten przywilej, którego na blogu nie znajduję, a który moim zdaniem tworzy ułudę egalitarności i takiej samej możliwości dla każdego. Ale internetu nie czytają tylko dobrze zarabiający ludzie na etacie.

Pisownia cytatów oryginalna.

“Czyli trudno nam będzie dobrze pomagać innym, jeżeli sami będziemy nieszczęśliwymi ludźmi.”

To nie jest myśl Szafrańskiego, ale on ją przytacza. I z jednej strony to dobrze brzmi, a z drugiej stawia nam taką pułapkę, jak propagowanie kochania samych siebie. Bo tak jak czasem choćbyśmy chcieli, nie umiemy kochać siebie, a jedynie ze sobą żyć i może się akceptować (ale nie z histeryczną radością kochać), tak czasem jesteśmy nieszczęśliwi.


Czasem mamy depresję, na przykład, albo inne zaburzenia, które z nami po prostu są. Ciężko wtedy pozbyć się swojej nieszczęśliwości, choć oczywiście pomagają na to terapia czy leki. Ale jednak znam ludzi, dla których najpozytywniejszy stan to “dziś nie jestem rozdzierająco nieszczęśliwy i nie mam myśli samobójczych, a jedynie apatyczny, ale funkcjonuję”. I to jest ten dobry stan.

Ja sama miałam epizod depresyjny (który na szczęście nie przerodził się chwilowo w depresję długotrwałą). Nie umiałam ze sobą nic zrobić, nie chciałam żyć, wydawało mi się, że moja sytuacja nie ma żadnych plusów, nie ma ucieczki. I wiecie, co wtedy wymyśliłam? Pomaganie. Ponieważ nie mogłam zrobić ze sobą nic innego, nie mogłam dodać żadnej wartości do świata sama, pomagałam innym. Dlatego że byłam nieszczęśliwa. Dlatego że pomoc innym była jedyną rzeczą, do której - jak uważałam - mogę się w jakikolwiek sposób przydać. Dlatego że skoro ja nie zrobię nic ze sobą i nie mogę się cieszyć, chcę, by chociaż inni się cieszyli. Tylko tyle mogłam im dać.

A czasem jest tak, że pomaganie innym pomaga nam samym. Mnie pomogło. Czułam, że zrobiłam dobrą rzecz. Że ja, ze wszystkich wspaniałych osób, to ja, w beznadziei, zrobiłam dobro. I to trochę mnie wyciągało, to znaczy nie czułam się aż tak beznadziejna, bezwartościowa i bez perspektyw. Bo dzięki mnie ktoś inny miał lepiej. Czy to egoistyczne? Być może, ale myślę, że w tych zdrowych granicach. To żadna zbrodnia poczuć się lepiej, bo komuś pomogliśmy.

Dlatego nie, bycie nieszczęśliwym nie zabrania nam pomagać. Czasem nigdy nie będziemy szczęśliwi. Opowiadanie o pokochaniu siebie przed pokochaniem kogoś to opowiadanie osoby, która nigdy nie miała żadnych zaburzeń. Ze szczęściem i pomaganiem jest tak samo. To słowa osoby uprzywilejowanej, zdrowej.

“Bo, nawet jak spojrzycie na to jak my funkcjonujemy jako ludzie, jak jesteśmy mali, jak jesteśmy dziećmi, to rodzice nam mówią, że wszystko jest możliwe. Czyli do pewnego wieku mamy zgodę na to, żeby marzyć, żeby wymyślać te scenariusze, nasze życie.”

To jest bardzo przykre i raniące. Wykluczające. Wiecie, dlaczego? Bo moi rodzice na przykład nie mówili mi, że wszystko jest możliwe. Wręcz przeciwnie: mój ojciec powtarzał mi, żebym porzuciła pasje i znalazła coś, co w dorosłym życiu przyniesie mi pieniądze, że praca to nie przyjemność, żebym wybiła sobie z głowy głupoty. Moje marzenia i scenariusze były wyśmiewane.

Więc nie, nie każdy słyszy, że wszystko jest możliwe, i nie każdy ma zgodę na to, by marzyć. Sorry. Nie każdy ma szczęśliwe dzieciństwo. Znam osobę, której rodzice kazali iść do pracy, kiedy miała szesnaście lat, zabronili też iść do wymarzonej szkoły. Na egzamin końcowy technikum też nie poszła, bo trzeba było dołożyć się do czynszu, bo rodzice kazali.

To jest opowiadanie osoby cholernie uprzywilejowanej. Myślę, że w znacznej mniejszości. Która swoimi słowami daje świadectwo, jak bardzo nie zdaje sobie z tego przywileju sprawy. Nie zrozumcie mnie źle: cieszę się, że Wasi rodzice Was wspierali, że mieliście wesołe dzieciństwo. Ale nie każdy je ma, dlatego nie traktuj każdego tak, jakby tak samo wygrał na loterii, jak ty. Cytatem, który przytoczyłam, jasno wyznacza się granice, do kogo ten tekst jest skierowany. Nie do mnie i nie do ciebie. Jedynie do tych, których rodzice akurat byli trochę lepsi, do tych, którzy być może wyrośli w przekonaniu o własnej wartości.

W komentarzach ktoś wspomina o terapii. O, no pewnie. I to też jest opowiadanie uprzywilejowane, bo otóż: nie każdego stać na terapię, finansowo lub psychicznie, lub oba. Nie każdy zda sobie sprawę, że jej potrzebuje, albo może uświadomi to sobie po dwudziestu latach dorosłości. Być może wyrośnie na takiego samego rodzica, bo nie zna innych schematów, bo taki ma aparat poznawczy i zaplecze intelektualne, że nigdy się nie wyrwał z tego wychowania. Być może pójdzie na terapię i dzięki niej nie popełni samobójstwa albo będzie trochę rzadziej leżał na łóżku w apatii; to jest sukces.

Być może nigdy nie zdąży pójść na terapię.

“A już myślę, że najgorszym takim etapem, w który możemy wejść, to jest, kiedy to my sami stajemy się takimi stetryczałymi ludźmi, którzy mówią innym, że „Nie no słuchaj, to co Ty mówisz, to co planujesz, to jest zbyt duże, to się nie uda”. To ja myślę, że to jest taki najgorszy etap w jaki można w życiu wejść, że innym podpowiadamy i zabijamy marzenia innych, i podcinamy skrzydła innym.”

To nie jest dokładnie cytat obrazujący uprzywilejowanie (choć oczywiście możemy się spierać, bo już w poprzednich akapitach ustaliliśmy, że niektórym z nas te skrzydła faktycznie podcinano w cholerę), a taki motywatorski hurraoptymizm, który zapisany brzmi świetnie, w rzeczywistości zaś może być jednak naiwny.

Czym innym jest bowiem podcinanie ludziom skrzydeł, a czym innym powiedzenie wprost: “słuchaj, to nie wypali”, kiedy koleżanka już jest w drodze do urzędu, by zakładać firmę pełniącą usługi, o których wczoraj wieczorem koleżanka dopiero usłyszała.

Być może robi to ze mnie stetryczałego człowieka (Team Porażka znowu), ale generalnie uważam, że dobrze jest mieć świadomość, czego raczej nie osiągniemy. Na przykład wszyscy jak jeden mąż nie damy rady być milionerami, nie będziemy sławni i tak dalej. Czy to jest podcinanie skrzydeł, czy tylko trzeźwe myślenie? Zależy, kogo zapytacie.


“teraz w takim toku normalnej codziennej pracy, na to po prostu nie ma czasu, żeby coś takiego wykonać, taką analizę. Ale, kiedy dajemy sobie trochę wolnego czasu na poleniuchowanie, to wtedy rzeczywiście takie pomysły mogą nam go głowy przychodzić.“

Ten cytat mnie szczególnie zastanowił, bo w pierwszym zdaniu Szafrański stwierdza coś bardzo prawdziwego: kiedy pracujemy na etacie (albo może w ogóle na dwóch, albo na zmiany, albo próbujemy jeszcze do tego żyć, albo nasza praca to nie siedzenie przed komputerem, a zapylanie na budowie albo magazynie, albo kasie itd.), trudno jest znaleźć dłuższy moment cichej zadumy, by pomyśleć, co takiego chcemy w życiu robić. No więc okej, zgadzamy się tu.

A potem przychodzi drugie zdanie i nagle się okazuje, że mi się tylko wydawało, że tym razem może zdamy sobie sprawę z przywileju. A więc, proszę wycieczki, powtarzamy razem: “trochę wolnego czasu na bezczynne poleniuchowanie i analizę swojego życia i sytuacji pod kątem jej ulepszenia” to przywilej. I najczęściej miewają go te osoby, które już znajdują się w tych 10% najlepiej zarabiających (a to wcale nie jest jakaś niebosiężna kwota), a nie te, które faktycznie chciałyby jednak w życiu dużo zmienić i wykonywać pracę z pasji. Umówmy się, że prędzej znajdziemy pasjonata-programistę niż pasjonata-kasjera.

Ale kiedy zaharowujesz się, żeby zapłacić rachunki na czas i może jeszcze kupić sobie jedzenie, a w razie gdyby stare buty się rozpadły, jeszcze starczyło na nowe, cholernie ciężko jest usiąść, zadumać się i przeanalizować, co można było zrobić lepiej. Najczęściej wiadomo, co można było zrobić lepiej i bez tego. Wszystko. Ale kiedy się zaharowujesz, możesz zwyczajnie nie mieć sił (ani czasu) nie tylko na zmienianie swojego życia, ale nawet na poleniuchowanie bezczynne.

“Warto pochodzić na konferencje, które są dosyć szerokie tematycznie i często za darmo dostępne zupełnie. Wchłaniać informacje jak taka gąbka, która po prostu to wszystko przyjmuje, jeżeli się nie podoba, to my tę gąbkę wyciskamy, to wszystko wylatuje, ale gdzieś tam jakaś esencja być może w środku zostaje.Warto popodróżować sobie, być może, po świecie (ja nie lubię podróżować akurat, ale można). Po to też, aby szukać inspiracji, podglądać inne miejsca i ludzi.”

I tym cytatem kończę też tę notkę. Te słowa dobrze obrazują myśl ze wstępu postu: to nie jest blog dla wszystkich, to nawet nie jest blog dla większości ludzi. To jest blog dla ludzi już zamożnych, którzy po prostu chcieliby być trochę bardziej (albo “lepiej”) zamożni.

Dlatego że tylko osoba dobrze zarabiająca ma czas chodzić na konferencje, niechby i darmowe, które jej się nie przydadzą bezpośrednio do życia. W ogóle ma czas na takie rzeczy, między takimi fanaberiami jak praca (często dłuższa niż osiem godzin - ośmiogodzinny czas pracy bez nadgodzin to także przywilej!), odpoczynek (niekoniecznie poświęcony na analizowanie swojego życia, bo nie jest powiedziane, że się ma na to siłę), przygotowywanie jedzenia i zakupy, a może jeszcze ktoś chciałby próbować podtrzymywać jakieś życie towarzyskie (wiadomo, praca na zmiany raczej w tym nie pomaga, praca po dwanaście godzin też nie, a wyjścia do klubów, barów czy gdziekolwiek kosztują) czy jakieś wyjście do lekarza okaże się konieczne.

Czas jest przywilejem.

A już w ogóle fragment o podróżowaniu jest tak bardzo Słowami Bogatej Osoby, że bardziej się nie da. Czy ludzie nie jeżdżą po świecie, bo nie chcą? Myślę, że jakiś procent tak, ale jaki to jest procent w stosunku do osób, które chciałyby, ale, uwaga, zwyczajnie ich nie stać? Bilety kosztują. Ubrania kosztują. Przejazdy kosztują. Noclegi kosztują. Wyżywienie kosztuje. Wszystko kosztuje i umówmy się, że zagraniczne wycieczki to nie jest koszt mały i nieistotny, na który każdy wyskrobie.

Wyskrobie może Mariusz, którego rodzice utrzymują, mimo że ma już 27 lat i posadę w firmie ojca. Albo Jolka, która mogła pójść na studia i została programistką. Albo może Michał, którego firma w pięć lat zrobiła 7 milionów przychodu.

Czyli może ogólnie ludzie, którzy mają pieniądze i nie wiedzą, co z nimi - albo ze sobą - zrobić.

Myślę, że sporo osób chętnie by popodróżowało, poznało nowe miejsca, kultury, zainspirowało się. Ale większość z nich nie może. Nie Grażyna, która pojechała na wakacje dwa razy w życiu, bo pracuje jako sprzątaczka i ma trójkę dzieci i dom do ogarnięcia. Nie Kamil, który zapieprza na śmieciówce po bezpłatnym stażu. Nie Kaśka, która nie ma pracy ani perspektyw, bo rodzice kazali iść na studia, ale nie powiedzieli, jakie, a rynek już pięć razy się zmienił, bo przecież wykształcenie wyższe na pewno da pracę.

To nie są więc rady dla osób, które już nie zarabiają dużo. Być może takie osoby nie powinny zajmować sobie głowy takimi głupotami, jak praca z marzeń i praca-pasja? Nie wiem, ale dla nich poradniki nie powstają, więc chyba jednak nie. Albo się wygrało, albo nie.

Czy więc takie poradniki nie powinny powstawać? A niech powstają, zmieścimy się w internecie. Tylko kwestia jest tego: check your goddamn privilege. Uświadommy sobie, jak bardzo jesteśmy uprzywilejowani. Jak bardzo twoja sytuacja jest mniejszością w stosunku do wszystkich. Że takie poradniki nie są dla wszystkich, a wąskiej grupy ludzi.

Bo tak naprawdę nie wszyscy i nie zawsze mogą wszystko. “Wszystko” ma większość ludzi w dupie.

Zobacz również

3 komentarze

  1. Bardzo dobry tekst. Ja też regularnie zamieszczam u Michała zgryźliwe komentarze, wskazujące na luki w jego rozumowaniu.
    Przy czym ja mam wątpliwości, czy te rady faktycznie mają sens. Bo ja akurat należę do osób, które wykonują pracę będącą ich pasją i zarabiam w niej całkiem niezłe pieniądze. Ale doskonale zdaję sobie sprawę z tego, ile dobrych rzeczy zdarzyło mi się po drodze, które ułatwiły mi dojście tam, gdzie jestem. Choćby to, że urodziłam się w Warszawie, kochającym rodzicom inteligentom.
    W dodatku ani ja ani nikt z moich znajomych nie zaczął nagle w okolicach 30 czy 40 zastanawiać się, co jest jego pasją i co by chciał robić. Zamiast tego, jak mieliśmy 15 lat to wybieraliśmy odpowiedni profil w dobrym liceum, potem studia zgodne z naszymi zainteresowaniami, a potem praktyki w branżach, które nas kręciły.

    BTW jeśli chcesz poczytać kogoś, kto ma świadomość swojego przywileju, to polecam tekst i komentarze i zwierza popkulturalnego: http://zpopk.pl/czego-nie-czytalam.html#axzz5CSxTMsSX

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za ten tekst. Jest bardzo potrzebny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwaga, gwoli ścisłości: usunęłam już trzy komentarze, wszystkie hejtujące. Okno wpisywania komentarzy na tym blogu zawiera wiadomość: "To jest strefa pozytywna. Jesteśmy empatyczni i nie tolerujemy hejtu, pamiętaj! #selflove" I ona nie jest tam przypadkiem albo na pokaz. Mój blog jest moją przestrzenią i tak jak nie pozwolę nikomu mówić tak do siebie ani swoich gości we własnym domu, tak samo nie pozwolę mówić tak do siebie ani swoich czytelników na moim blogu. Mam nadzieję, że to sobie wyjaśniliśmy, ale jakby co, mogę usuwać dalej.

    OdpowiedzUsuń

To jest strefa pozytywna. Jesteśmy empatyczni i nie tolerujemy hejtu, pamiętaj! #selflove