Moje kosmetyczne rytuały hygge - cz. I
kwietnia 23, 2018
Przez długi czas w ogóle nie zwracałam uwagi na pielęgnację. Nie do końca musiałam - cerę mam naturalnie bezproblemową, włosy po ścięciu przestały mnie tak zajmować, a skórę ignorowałam, dopóki nie pojawiały się “suche placki” (kwestia bardzo wrażliwej, suchej skóry, łagodnie atopowej) lub alergia. Dopiero po 20 r. ż. zaczęłam bardziej się zastanawiać i dbać, ale mimo to trudno u mnie z systematycznością.
Hygge
I wtedy przyszło mi na ratunek… hygge! Hygge, a także ruchy self-love, ciałopozytywności i skoncentrowane na różnych aspektach dbania o siebie. Zaczęłam patrzeć na pielęgnację inaczej: nie jako na obowiązek, który tylko marnuje cenny czas, ale jak na coś, co jest celem samym w sobie. Celem zatem nie jest “nasmaruj się i idź”, a samo smarowanie, możliwość poświęcenia ciału kilku minut, przyjrzenia mu się, rozmasowania bolących miejsc albo specjalnego nawilżenia tam, gdzie to konieczne.
Teraz to bardziej poświęcanie czasu ukochanej osobie - samej sobie - niż naprawianie maszyny. Daje mi radość i satysfakcję to, że mogę się sobą zająć, zadbać, upewnić, że wszystko w porządku. Ten sam rodzaj myślenia towarzyszył mi także przy rozciąganiu tuneli w uszach i towarzyszy nadal przy gojeniu tatuaży. Takie skupienie się na dobru i sile ciała daje poczucie, że nasze ciało jest dobre, mocne, wiele potrafi znieść i dla nas zrobić.
Rytuały
Dla mnie zatem każda czynność pielęgnacyjna to minirytuał. Oczywiście nie zawsze mam na to czas - czasem wskakuję pod prysznic na trzy minuty, smaruję się tym, co konieczne, a potem uciekam do łóżka albo robić kolejne rzeczy. Staram się jednak, by takich pielęgnacji w biegu było jak najmniej.
Co zatem lubię najbardziej? Poniżej przedstawiam Wam moją subiektywną listę ulubionych zabiegów pielęgnacyjnych wraz z krótkimi opisami i opiniami na temat użytych produktów. Nie wszystkie produkty to moi ulubieńcy na 100%, do niektórych mam zastrzeżenia. Dlatego piszę o rytuałach, a nie samych produktach - w niektórych przypadkach będę szukać nowych produktów, które posłużą do tego samego rytuału, bo być może sprawdzą się lepiej. Koniecznie w komentarzu podzielcie się swoimi ulubieńcami!
Starałam się ułożyć je w logicznej kolejności - najpierw oczyszczanie, potem “na sucho”. Oczywiście pamiętajcie, że nie robię ich codziennie - bo co za dużo, to niezdrowo! Zbyt dużo lub zbyt mocne zabiegi pielęgnacyjne też mogą nam zaszkodzić, podrażnić albo poskutkować niemile widzianymi zmianami, na przykład większą liczbą wągrów (brrr).
Ponieważ post wyszedł mi dość długi, zwłaszcza ze zdjęciami, podzieliłam go na dwie części. Druga już za dwa tygodnie w poniedziałek! (Za tydzień, żeby Was nie zanudzić, coś z innej beczki).
Olejek różany do twarzy
Najprzyjemniejsza na świecie rzecz do mycia twarzy! Jest delikatny i, chociaż to dziwnie zabrzmi, miękki, czuję, że moja skóra jest oczyszczana bardzo delikatnie, ostrożnie. Jak płatkami róży! Twarz po umyciu jest mięciutka i gładka, jak odmłodzona.
Peelingi do twarzy
Moje ulubione peelingi produkuje Himalaya. Są świetne - dobrze oczyszczają, skóra robi się pobudzona do życia i mięciutka, ożywiona, a przy okazji grudki peelingu, w przeciwieństwie do produktów np. Avonu, bardzo łatwo się spłukują i nie znajduję ich potem pozostałych w różnych przypadkowych miejscach. To, co szczególnie lubię, a odkryłam dopiero niedawno, to to, jak miłe jest delikatne “przejechanie” peelingiem także po ustach - w ogóle nie używam peelingów-pomadek ani nic takiego, po prostu włączam skórę ust do pielęgnacji twarzy.
Odżywka do ciała Lush
Zamówiona przypadkiem, bo zaintrygowała mnie sama formuła odżywki do ciała na mokro. Stosuje się tak, jak odżywki do włosów - po umyciu trzymamy kilka minut i spłukujemy. W dodatku moja konkretna jest różowa, pachnie gumą balonową i ma niewyczuwalne na skórze, ale widoczne kolorowe brokatowe drobinki (niestety nie zostają po spłukaniu!), a opakowanie jest organiczne (można je też oddać Lushowi z powrotem). Mojej skórze w problematycznych miejscach co prawda nie wystarcza użycie samej odżywki bez żadnych kremów, ale jest dobra zamiast na przykład kremu do nóg i stóp! Poza tym ciało jest mięciutkie i pachnące, chociaż działaniem odżywka bardziej przypomina mi serum - mam uczucie, że ciało pokrywa mi cieniutki filtr.
Bardzo ładnie pachnie i długo pozostaje na skórze. Ma też charakterystyczny sposób nakładania - trzeba je najpierw rozpuścić w dłoniach. W przeciwieństwie do oleju kokosowego (który nigdy mi się nie rozpuszczał w dłoniach i musiałam go podgrzewać), masełko rozprowadza się bardzo przyjemnie i szybko się topi do płynnej postaci. Bardzo przyjemnie jest wmasowywać je w nogi, zapach długo się utrzymuje, a skóra jest bardzo zadowolona.
To tyle na dziś, druga część listy już za dwa tygodnie! Koniecznie dajcie znać w komentarzu, czy używacie którychś z tych produktów - a może się nie sprawdziły? Napiszcie też, jaki Wy macie stosunek do rytuałów pielęgnacyjnych i dbania o swoje ciało, może kogoś zainspirujecie? Napiszcie także, co sądzicie o takiej formule wpisów - podobają Wam się takie listy?
0 komentarze
To jest strefa pozytywna. Jesteśmy empatyczni i nie tolerujemy hejtu, pamiętaj! #selflove