Napompuj usta z CandyLipz - minirecenzja

kwietnia 30, 2018

Od dawna marzą mi się większe usta, chociaż natura i tak obdarzyła mnie hojnie. Swoje własne uwielbiam, ale na pewno w przyszłości wypróbuję wypełnianie ust kwasem hialuronowym, a jeśli mi się spodoba, to albo będę to robić częściej, albo po prostu trwale je powiększę. Zanim jednak do tego dojdzie, postanowiłam wypróbować gadżet, który polecała mi dobra znajoma.


Co to jest CandyLipz?

CandyLipz to małe, urocze akcesorium powiększające tymczasowo usta, działające na zasadzie zasysania - czyli trochę jak w czasie tego dziwnego boomu na wsysanie sobie ust do szklanek i butelek. Bo rzeczywiście mechanizm jest podobny - do gadżeciku wkładamy usta złożone w dzióbek i puszczamy przyrząd, dzięki czemu zasysa usta do środka. Wywarta siła sprawia, że usta po użyciu są wręcz nabrzmiałe - na podobnej zasadzie robią się malinki albo stawia się bańki - stają się też lepiej ukrwione i nieco ciemniejsze.

CandyLipz ma kilka różnych wariantów (rozmiary S/M oraz osobno L, większe i mniejsze wersje, pompujące jedną lub dwie wargi równocześnie, z przekładką dla rozdzielonej dolnej wargi i bez) i kształt owocu - ja mam jabłko, od S do M, bez przedziałki (jest dołączona, ale nie używam). Zapakowane w bardzo ładne pudełko dobrej jakości, więc spokojnie można w nim przechowywać gadżet na stałe. Oprócz tego dołączona została także instrukcja używania, żelowa nakładka (żeby części, które dotykają twarzy, były miększe i delikatniejsze dla ciała) i, w gratisie, serum przyspieszające gojenie i w ogóle dbające o usta i ich okolice.

Tutaj chciałam od razu zrobić pierwszą uwagę - CandyLipz bardzo dużo pisze o swojej wspaniałości, dlatego na przykład trudno mi opisać, jaki dokładnie cel ma serum, oprócz tego, że jest WSPANIAŁE według producenta, a w użyciu - kojące. Na stronie znajdziemy milion informacji naraz, a wszystkie zachwalające i zapewniające o cudowności. Zazwyczaj taki marketingowy, pardon, bełkot mnie zniechęca - gdyby nie polecenie koleżanki, pewnie bym się nie zdecydowała. Ale przyjrzyjmy się zatem lepiej.



Co mówi producent?

Ponieważ na stronie panuje, przynajmniej według mnie, nieco informacyjny chaos, postanowiłam Wam przybliżyć w skrócie zapewnienia producenta. Czy wszystkie są prawdziwe? Trudno mi określić, ale u mnie produkt się sprawdza - to znaczy działa dokładnie tak, jak jest to opisane. Pomijam też od razu informacje, które przekażę w kolejnych częściach wpisu (np. “Produkt i użytkowanie”) oraz marketingowe zachwalanie (takie jak choćby porównanie ceny wypełniania kwasem vs CandyLipz).

Przede wszystkim CandyLipz chwali się światowym uznaniem - 30 nagród, 30 patentów, pojawienie się (jako marka lub dzięki osobom, które użyły produktu) w wielu programach, sesjach i serialach, do tego już sześć lat na rynku.

CandyLipz zaświadcza także, że powiększacza mogą używać wszyscy bez uszkodzeń i ran na ustach, niezależnie od wieku. Chwali się, że może poprawić wygląd ust starzejących się, z opadającą wargą/kącikami ust, z nierównymi liniami.

Co dla mnie szczególnie ważne, w przeciwieństwie do innych technik (i trików - jak choćby zasysanie ust w butelce!), CandyLipz zostało przetestowane klinicznie pod kątem bezpieczeństwa. Technologia i design produktu wraz z opatentowanym Xtreme Lip-Shaper Systemem są niepowtarzalne i zdobyły liczne nagrody. Producent zapewnia także - to kolejna ważna dla mnie rzecz - że używanie produktu nie niszczy tkanek ust ani ich okolic i jest w 100% bezpieczne.

Na stronie znajduje się także instrukcja użytkowania, przeciwwskazania, sporo wskazówek oraz tricków, a także FAQ - wszystko w języku angielskim. Żeby zatem dowiedzieć się wszystkiego o CandyLipz, nie trzeba ich wcale kupować - oprócz podanych informacji, strona zawiera także link do recenzji i filmików innych użytkowników.



Produkt i użytkowanie

Przede wszystkim CandyLipz ma dołączoną całkiem obszerną instrukcję użytkowania. Opisuje możliwe skutki uboczne, przeciwwskazania, a także sposób stosowania. Pierwsze 10 dni to tak zwany trening - codziennie delikatnie zwiększa się intensywność i zmienia sposób używania (z 4 x po minucie, 4 x minutowa przerwa do 2 x 2 minuty, w środku minutowa przerwa), tak by finalnie móc używać CandyLipz codziennie tyle razy, ile się ma ochotę.

Dlaczego taki trening? Ponieważ początkowy okres skutkuje mniejszymi lub większymi siniakami. To kwestia zasysania - krew podchodzi pod skórę, przez co miejsca wokół ust lub same usta mogą się zrobić różnokolorowe - od delikatnie zaczerwienionych aż po sinoniebieskie. Czyli mniej więcej tak, jak z malinkami! Ten uciążliwy efekt utrzymuje się właśnie, według zapewnień producenta, przez dziesięć dni, później ciało powinno się przyzwyczaić. Tak samo początkowy dyskomfort - rzeczywiście uczucie zasysania jest niezbyt przyjemne; jeszcze nie bolesne, ale szczypiące - powinien zniknąć po okresie treningowym.

Później, po początkowych restrykcjach w zakresie używania, możemy korzystać z produktu bez ograniczeń, kiedy chcemy. Jest to dość istotne, bo pierwszy efekt (kiedy usta są najbardziej soczyste i nabrzmiałe) utrzymuje się jedynie kilka godzin, a ogólnie wrażenie powiększenia znika maksymalnie w ciągu doby; wszystko zależy od tego, co będziemy robić - mówienie i jedzenie przyczyniają się do szybszego zanikania efektu. Producent zapewnia jednak, że dzięki CandyLipz można trwale powiększyć usta już w ciągu 60 dni aż o 30%! Nawet jeśli jednak tak się nie dzieje, to po początkowym treningu zyskujemy możliwość szybkiego i dowolnego powiększenia ust w każdej chwili - na przykład przed wyjściem.

Uwaga - jeśli przerwiemy codzienne używanie na kilka dni, może powrócić konieczność treningu i odczekania, aż znikną siniaczki/malinki.

Producent poleca też używanie CandyLipz tuż przed spaniem, co powinno przynieść nieco trwalszy efekt i może poskutkować tym, że wcale nie będziemy musieli używać gadżetu w ciągu dnia. Używanie na noc ma też podobno wspomóc proces regeneracji, a więc zniwelować siniaki, i nieco odmłodzić usta i okolice.

Moje doświadczenia

Efekt końcowy - do zdjęć. Czy nie wyglądają wspaniale?


Produkt z przesyłką i gratisem kosztował około 170 złotych, przyszedł bardzo szybko, można było śledzić paczkę w trakcie. Czy kosztował dużo? Powiedziałabym, że dość sporo jak za taki bajer, ale z drugiej strony jest to przedmiot-kaprys, coś absolutnie w życiu zbędnego, więc ciężko też porównać jego ceny. Ale na przykład (niedziałające) sera czy pomadki powiększające usta potrafią kosztować w granicach kilkudziesięciu złotych, więc lepiej finansowo wyjdziemy, kupując raz a dobrze coś, co faktycznie przynosi efekt, a kosztuje tyle, co trzy pomadki z Sephory.

Przede wszystkim podoba mi się to, ile kontroli oferuje CandyLipz. To od nas zależy, jak długo będziemy trzymać je na ustach i jak mocno je “napompujemy”. Możemy je jedynie lekko “podrasować”, a możemy zafundować sobie ogromne, soczyste wargi, w zależności od stroju czy okazji. Jest także opcja powiększenia także tylko jednej wargi naraz - górnej lub dolnej - w celu wyrównania ewentualnych różnic w rozmiarze, co też bardzo mi pasuje.

CandyLipz daje naprawdę ładny efekt, którym możemy dowolnie też sterować. Usta są rzeczywiście duże i różnica jest widoczna - w przeciwieństwie do różnych powiększających szminek i błyszczyków. Nie trzeba ich też konturować, wystarczy lekko przejechać jakimś kolorowym kosmetykiem.

Używanie jest zdecydowanie łatwiejsze na obrazku niż w rzeczywistości, przynajmniej dla mnie. Guma, z której produkt jest wykonany, jest bardzo sztywna i twarda, więc trudno mi było tak ją wbić do środka, by faktycznie zassała usta. Jabłuszko jest też dosyć ciężkie, przez co jeszcze ciągnie wargi do przodu, co samo w sobie nie jest wadą, ale mi na przykład przeszkadzało.

Poza tym całość jest średnio przyjemna, ale nieuciążliwa i szybka - zajmuje zaledwie parę minut, można w tym czasie robić coś innego. Efekt jest zdecydowanie taki, jak się spodziewałam, a więc świetny!

Jedna tylko uwaga - usta są powiększane jakby “na zewnątrz” - wyobraźcie sobie ciasto drożdżowe, które wychodzi z garnka albo formy. Nie są więc szersze, po prostu bardziej wydęte. Ale taki zresztą jest zamysł producenta, który w końcu pisze - “pouty lips you’ve ever wanted” (a więc: pełne, wydęte, a niekoniecznie większe!).

Usta tuż po zdjęciu CandyLipz - w miejscach zaczerwienień zrobiły mi się potem ciemne siniaki, ale i tak było warto!

Delikatne siniaki są dość łatwe do zakrycia, więc nie są dużym problemem. Po użyciu usta są jednak trochę obolałe i zmęczone - wyobraźcie sobie, że przez kilka minut zagryzacie i zasysacie do środka wargi. Uczucie jednak mija po kilku godzinach.

Usta po kilku godzinach - moja dolna warga trzyma efekt, górna znacznie mniej.

Mnie ten efekt pasuje, otrzymałam dokładnie to, czego chciałam i czego się spodziewałam. CandyLipz nie używam jakoś namiętnie - prawdę mówiąc, wciąż rozważam, czy zdecydować się na pełny trening i używanie codziennie. Nie czuję aż takiej potrzeby - kupiłam ten gadżet bardziej w celu okazjonalnego powiększania, do konkretnych stylizacji i wyjść - ale trochę kusi mnie przetestowanie, czy faktycznie po dwóch miesiącach usta staną się zauważalnie większe na stałe. Jeżeli się zdecyduję, na pewno pochwalę się tym na blogu! Na razie wypróbuję używanie CandyLipz tylko na noc i okazjonalnie w dzień.

Jak Wam się podoba przedstawiony produkt? Zaczął Was kusić, a może właśnie Was zniechęciłam? Jakich gadżetów “wyglądowych” Wy używacie?

PS CandyLipz oferuje dwa rozmiary produktów - jabłuszka i lukrecje. Lukrecje nadają się także dla mężczyzn, tak więc z ich gadżetów mogą korzystać wszystkie płcie, o każdej budowie! Czy to nie miłe?

Zobacz również

0 komentarze

To jest strefa pozytywna. Jesteśmy empatyczni i nie tolerujemy hejtu, pamiętaj! #selflove