Moje kosmetyczne rytuały hygge - cz. II

maja 07, 2018

Dwa tygodnie temu rozpoczęłam listę różnych rytuałów pielęgnacyjnych, które bardzo lubię, a które podtrzymują u mnie ducha dbania o samą siebie. Dziś chciałabym zaprosić Was na drugą część listy. Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii - zwłaszcza na temat żelu aloesowego!

A zatem - pora na pozostałe cztery minirytuały. Pamiętajcie, że wszystkie produkty, które opisuję, stosuję na skórę suchą i bardzo wrażliwą, ze skłonnością do alergii, dlatego jeśli chcielibyście je wypróbować na podstawie moich opinii, miejcie to na uwadze. 

Żel aloesowy Holika Holika



Produkt, który zachwala cały świat, mam wrażenie. Mnie trochę rozczarował - spodziewałam się cudów, a mam ot, żel. Z powodu swojej żelowej formuły rzeczywiście jest inny i znalazłam mu kilka zastosowań, natomiast na pewno nie sprawdza się jako główny krem nawilżający, bo zbyt szybko się wchłania i nie zostaje ani na, ani w skórze (na włosach zresztą też nie), a poza tym jest strasznie niewydajny. Ale, ale! Kilka zastosowań lubię w nim bardzo. Przede wszystkim: jest chłodny, a jego kojące właściwości są świetne na świeżo ogoloną skórę nóg czy pach. Używam go także jako żelu do okolic intymnych (zewnętrznie, oczywiście! Nasze wnętrza nie potrzebują smarowania), bo z powodu konsystencji i nawilżania jest najlepszą opcją. Bardzo przyjemny jest jego chłód także na zmęczoną czy opuchniętą twarz, przynosi ulgę. 




Olejek na rozstępy


Długo się zastanawiałam, czy w ogóle go tutaj umieszczać, bo przecież sugeruje, że… mam rozstępy. No cóż, niewielkie, ale mam, tak jak prawdopodobnie większość świata, i nie ma w tym powodu do wstydu. A olejek absolutnie uwielbiam, choć miałam wątpliwości z powodu dziwnego aplikatora. Ale pachnie bardzo ładnie, a wmasowywanie go w skórę jest bardzo przyjemne, jak minimasaż. Czuję, że moja skóra jest bardziej nawilżona i napięta po użyciu go, jest super mięciutka i gładka, no i mam nadzieję, że za przepisowe trzy miesiące zobaczę też trochę trwałych efektów!










Krem pod oczy


Znowu Himalaya i znowu strzał w dziesiątkę. Po Vianku, który nic nie robił, oraz Tołpie, która robiła ledwo, ledwo, znalezienie Himalayi było dużą radością. Krem jest mocno nawilżający, czuję, że moja cieniutka skóra wokół oczu jest zabezpieczona i odżywiona. Efektu rozjaśniania cieni jeszcze się nie doczekałam - ale jestem dopiero na początku drugiej tubki, więc wszystko przede mną. Posmarowanie oczu po całym dniu jest naprawdę dużą ulgą, czuję też, że dzień lepiej się zaczyna, kiedy moja skóra powiek nie jest wyschnięta na wiór po nocy!







Zabiegi na stopy



I wreszcie coś, co robię najrzadziej, chociaż powinnam trochę częściej. Stopy to u mnie najmniej zatroszczona część ciała, często mnie też bolą z powodu haluksów, ale pracuję nad tym, by poświęcać im ciut więcej uwagi. Po wizycie w SPA i zabiegu parafinowym zaczęłam lubić zabiegi na stopy! Dlatego kupiłam kilka różnych skarpet do domowego SPA i powoli je wypróbowuję. Jak na razie najbardziej spodobały mi się te z Sephory - cudownie pachniały, wygodnie się ich używało, a skóra była rzeczywiście miękka i dobrze natłuszczona. 

I to by było tyle w temacie moich pielęgnacyjnych rytuałów. Wyszła mi lista dłuższa, niż sama się spodziewałam! 

Koniecznie napiszcie w komentarzu, czy używacie którychś z tych produktów - a może się nie sprawdziły? Dajcie też znać, jaki Wy macie stosunek do rytuałów pielęgnacyjnych i dbania o swoje ciało! Napiszcie także, co sądzicie o takiej formule wpisów - podobają Wam się takie listy?

Zobacz również

0 komentarze

To jest strefa pozytywna. Jesteśmy empatyczni i nie tolerujemy hejtu, pamiętaj! #selflove