Pages
▼
wtorek, 23 września 2014
Koczek z holendrem na szybko
Czyli co noszę do szkoły, jak nie zwykły warkocz, żeby uniknąć nadmiernego "wyciągania się" z warkocza pojedynczych włosków. Kiedyś zrobię zdjęcia warkocza po całym dniu i pokażę, co mam na myśli. Jak widać ten kok z warkocza, przypięty najzwyczajniej w świecie spinkami, z bazą jako skośnym warkoczem holenderskim, też do najgładszych nie należy, ale moim zdaniem jest bardzo prostym urozmaiceniem bardzo prostej fryzury. Odkąd moje włosy dostają więcej odżywienia i nawilżenia, włoski jeszcze radośniej i z większą werwą sterczą na wszystkie strony.
Absolutnie mi to nie przeszkadza ;)
PS. Do aktualizacji włosów się szykuję, ale fale z warkocza uniemożliwiły poprawny pomiar!

Seashell bun! :-)
OdpowiedzUsuńU mnie Warkocz odpada kompletnie. Po calym dniu chyba w ogóle nie byloby go widac spod wystających wloskow. Juz po godzinie i to siedzenia w domu moje warkocze nie wygladaja dobrze. To pewnie kombinacja fal i duzej ilosci babyhairs roznych dlugosci. :-D
On tylko tak wygląda, seashell od LaDollyVity jest o wiele bardziej skomplikowany, coś mi się tak wydaje.
OdpowiedzUsuńU mnie nie tylko baby hairs, ale jeszcze te połamane włosy z wierzchniej warstwy. Doczekanie, aż całkiem odrosną, zajmie pewnie mnóstwo czasu. Co prawda mi taki rozcapierzony warkocz nie przeszkadza, ale boję się, że tylko niszczę na nowo końcówki, ech.